18 września 2010

Dieta od Koheleta

Na dźwięk słowa Kohelet wielu zapewne rzednie mina. Mroki zacofanego średniowiecza, ciemne wieki, bezrefleksyjny lęk przed Bogiem, asceza, asceza, Szymon Słupnik, asceza. :) Jakoś nam umyka, że przecież to samo średniowiecze to ekscentryczny, radosny św. Franciszek z Asyżu, który rozmawiał z kwiatami i że, tak jak wykrzywia się hagiograficznie świętych, tak można trochę wykrzywiać obraz tamtych dni, że może ktoś wymieszał zdrową bojaźń i szacunek do Boga, świadomość Jego żywej obecności w życiu, z pustym lękiem i zastraszeniem. Jak było naprawdę już się chyba nie dowiemy, choć moje wyobrażenie nieba to między innymi spokojne, wieczne dysputy z ciekawymi  bohaterami ludzkości!

Wydaje się, że Kohelet wcale nie wzdychał klasycznego "marność nad marnościami i wszystko marność" unosząc się anielsko nad ziemią i myśląc tylko o tym, żeby przenieść się już na drugą stronę. Śmiem twierdzić, że była to zwykła konstatacja rzeczywistości, która się wykoleja. Być może była to konstatacja gwałtownika, który na wykolejony radykalizm odpowiada szlachetnym radykalizmem, ale przecież nikt nie każe nam wlewać starego wina do nowych bukłaków. Przyzwyczajenia, forma życia się zmienia, choć pewne rzeczy są uniwersalne. Tak jak opis rzeczywistości z kohelecich czasów, prawdopodobnie sprzed dwóch wieków przed narodzinami Chrystusa:


Oto jest ktoś sam jeden, a nie ma drugiego, i syna nawet ni brata nie ma żadnego - a nie ma końca wszelkiej jego pracy, i oko jego nie syci się bogactwem: "Dla kogoż to się trudzę i duszy swej odmawiam rozkoszy?" To również jest marność i przykre zajęcie. (Koh 4,8)


Jak wiadomo w biblijnym żargonie syna i brata nie muszą wiązać więzi krwi, a jedynie przyjacielskie, więc te słowa zgadzają się tym bardziej. Coś mi się wydaje, że i dwadzieścia dwa wieki temu, i dwanaście wieków temu współcześnie kształceni psychoterapeuci mieliby pełne ręce roboty. "Nie ma końca wszelkiej jego pracy": a wydawałoby się, że pracoholizm to bolączka tylko naszych zelektryfikowanych czasów. Chyba jeszcze ciekawszy jest drugi człon spostrzeżeń syna Dawida: "duszy swej odmawiam rozkoszy". Rozkoszy współcześnie światu nie brakuje, ale czy są to rozkosze duszy? Cisną się na usta słowa protestu nad kreowanym szczególnie przez czwartą władzę  trendem. Ks. Pawlukiewicz kiedyś mądrze powiedział: na filmie pornograficznym się nie rozpłaczesz, na wzruszającym, głębokim filmie już tak. Skąd to się bierze? Protestuję, jeśli ktoś mówi, że dusza to pojęcie ściśle religijne. Może po prostu tej duszy w sobie nie zauważa?

Można spojrzeć na ten cytat także dosłownie: jakie piękno trwi w rodzinie, która nadaje sens życiu, jest podstawową komórką, która kształtuje człowieka, tworząc z niego integralną osobę. Próbuje się w tej chwili sprowadzić coś pierwotnego i sprawdzonego przez dziesiątki pokoleń do roli formalnoprawnej dowolności, którą bez problemu można zastąpić dziwolągami w rodzaju: rodzic A i rodzic B. "I oko jego nie syci się bogactwem": ta mina seniora rodu, kiedy na święta zgromadzi wokół siebie całą gromadkę potomków. :)



Dieta od Koheleta


Składniki:

3 prawdziwych przyjaciół
2 tygodnie urlopu
0 nadgodzin
1 godzina karmienia duszy dziennie


Dodatek deserowy: 1 kochająca płeć przeciwna

Ilość składników można oczywiście zmieniać w zależności od możliwości i potrzeb. W razie wątpliwości skontaktuj się z autorem (tylko dzięki specjalnemu łączu utworzonemu specjalnie dla was przez aniołów!) lub tłumaczem (benedyktyni z Tyńca od "Biblii Tysiąclecia"), gdyż każda dieta niewłaściwie stosowana zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu - duchowemu. :)

3 komentarze:

Adrian Lewandowski pisze...

Chciałem Ci pogratulować. Jesteś pierwszym, który wrzucił do internetu wspaniałe określenie "biblijny żargon"!

A co do Koheleta. Byłem dwa lata temu na rekolekcjach (yep) w kościele przy Rakowieckiej. Tamtejszy ksiądz czytał nam fragmenty jego księgi i interpretował je zupełnie inaczej, niż to jest przyjęte. Dokopywał się do drugiego, trzeciego dna i wywodził, że Kohelet w głębi serca był optymistą i pogodnym człowiekiem. Z wiadomych względów niezwykle to do mnie przemówiło!

Anonimowy pisze...

Powiem Ci tak, dieta koheleta zdecydowanie nie jest dla mnie, jednak nikczemność, lubieżność, hedonizm, orgie i wszelaka pojęte zło, zdecydowanie bardziej do mnie przemawia. Egoizm, egocentryzm i megalomania.

Uwierz, działa podobnie:)

Pozdrawiam serdecznie:)

groc pisze...

Wow, czyżby sam diabeł do nas zawitał? :) Szkoda tylko, że tak jak w rzeczywistym świecie pod płaszczykiem anonimowości! Mimo wszystko winszuję kreatywności w wymyślaniu synonimów. Panie diable, na Arktykę zapraszam, ciekawe czy na tym zimnie będzie tak łatwo o te orgie! Choć o egoizm nie będzie już trudno, w końcu będzie pan sam! :)