Antoine de Saint-Exupery w "Ziemi - ojczyźnie ludzi" kreśli autobiograficzną opowieść o tym, jak razem z radiotelegrafistą Nerim wylecieli z Casablanki w przestworza nad Ocean Atlantycki i tereny Sahary Zachodniej i następnego dnia byli w wielkich opałach - z małą ilością paliwa i brakiem dogodnego miejsca do lądowania. Skupieni na wyławianiu informacji od najbliższych lotnisk, otrzymali wiadomość z Casablanki - wtedy oddalonej od nich już o dwa tysiące kilometrów. Wiadomość pochodziła od przedstawiciela państwa z portu lotniczego: Pilocie Saint-Exupery, czuję się zmuszony prosić Paryż o dochodzenie przeciw Panu. Zrobił Pan wiraż za blisko hangarów przy starcie z Casablanki.
Autor "Małego księcia" tak o tym opowiada:
To prawda, że zrobiłem wiraż za blisko hangarów. To także prawda, że ten człowiek, gniewając się o to na mnie, spełniał swój obowiązek. Byłym zniósł z pokorą tę naganę w biurze portu lotniczego. Ale przychodziła ona do nas tam, gdzie nie miała prawa nas niepokoić. Zabrzmiała fałszywą nutą wśród tych gwiazd zbyt rzadkich, pokładów mgły, groźnego smaku morza. Rozstrzygaliśmy o naszym własnym losie, równie jak o losie poczty i samolotu, walczyliśmy z trudem o życie, a tam ten mały człowiek wyładowywał na nas swoje drobne urazy. Mimo to obaj z Nerim nie tylko nie byliśmy zagniewani, ale odczuliśmy nagłe i głębokie rozradowanie. Uświadomił nas, że tutaj my jesteśmy panami. Przeszkadzał nam w marzeniach, kiedy przechadzaliśmy się z powagą od Wielkiej Niedźwiedzicy do Strzelca, kiedy jedyną sprawą, jaką na tym szczeblu mogliśmy się przejmować, była ta zdrada księżyca... Jedynym i niezaprzeczonym obowiązkiem planety, na której ów urzędnik przejawiał swoje istnienie, było dostarczenie nam dokładnych cyfr do naszych międzygwiezdnych obliczeń. A te dane były właśnie fałszywe. Poza tym planeta mogła siedzieć cicho. Toteż Neri pisał do mnie: "Zamiast zabawiać się głupstwami, zrobiliby lepiej sprowadzając nas gdzieś na ziemię...". Oni - to byli teraz dla niego wszyscy władcy i wszystkie narody globu, ich parlamenty i senaty, ich armie i floty.
Szymon Hołownia w "Tabletkach z krzyżykiem" cytuje słowa astronauty Apollo Russela Schweickarta: Patrzysz w dół i wiesz, że są tam setki ludzi właśnie w tej chwili zabijających się na granicach, które tak naprawdę nie istnieją. Chciałbyś wziąć każdego z nich do ręki i powiedzieć: spójrz na to z tej perspektywy. Co tak naprawdę jest ważne?
Mimo że miałem to szczęście wychowywania się na świeżym powietrzu w wolnych osiedlowych areałach nie ominęło mnie w pewnym momencie uzależnienie od internetu i komputera - a to jakaś wciągająca gra, a to "ważne sprawy do załatwienia w sieci". Człowiek potrafi zapętlić się do takiego stopnia, że później ten świat zza okna wydaje się jakiś taki dziwny, wtórny, tylko przelotny. Dopiero kiedy tak naprawdę wyleczy się z traktowania komputera (czy innego nałogu) jak respiratora zauważa piękno rzeczy małych, piękno otaczającego świata. Podałem jeden przykład, ale takich sytuacji mamy pełno - ot choćby ciągłe spory polityczne czy kontrolowana próba dbania o własny wizerunek w oczach innych - w gruncie rzeczy fraszki, które zaczynają pochłaniać czas, przez co traci się ostrość i z prawdziwym życiem stoi się w miejscu.
A jak bywa z Bogiem? Nietrudno zagracić przestrzeń relacji, przy byle okazji potrafi się iść na kompromis i odcina pępowinę wierności Bogu, a często kieruje wzrok na Boga (a właściwie we własne myśli i wyobrażenia o Nim) tylko z pretensją i roszczeniem, że nie pozwala robić wszystkiego tak jak chcemy, ergo że wytrąca z bożków, którymi zaczynamy się otaczać. I dopiero jakieś rekolekcje, porządna spowiedź u dobrego spowiednika czy okazana miłość działa otrzeźwiająco i zaczyna się zauważać i DOCENIAĆ. Trudność polega na tym, że tej chwili mądrości nie można zakonserwować, trzeba zmagać się na nowo, ze świadomością że znów się pobłądzi, ale każdy powrót pozwala lepiej poznać tę drogę i lepiej poznać się na tej drodze jako najlepszej dla naszego życia. A kto wie - może z czasem tych odwrotów będzie mniej i będzie się prostszą drogą pruło do Celu.
Czytając ten fragment książki Exupery'ego przyszło mi do głowy także to, że chyba za mało współcześnie wyobrażeń o pięknie Boga i mocy Jego potęgi, w końcu Wszechmocnego. Piękno Boga i piękno nieba, do którego jesteśmy powołani dopiero zaczyna się tam, gdzie kończy się piękno naszych ludzkich możliwości (choć to oczywiste, że często się z nimi przenika). Nie można dać się sprowadzić do narożnika i dać sobie wmówić, że Bóg jest nieciekawym Bogiem nakazów i zakazów, a niebo będzie jakąś wieczną, monotonną modlitwą z najbardziej ortodoksyjnych wyobrażeń. Człowiek jest powołany do panowania i wiecznej radości! ;)
Szczęściarzami są ci, którzy jako piloci czy astronauci mogą wzbić się w przestworza - uciec od zwyczajnych rozważań tego świata i móc bez zatrzasków pomyśleć np. o tym, jak się tutaj znaleźliśmy jako ludzie, dokąd zmierzamy i co tak naprawdę w naszym życiu jest ważne? Myślę, że takie coś dostępne jest w pewien sposób każdemu, choćby wtedy, gdy zaprzeczy się słowom Blaise'a Pascala: Całe nieszczęście człowieka pochodzi stąd, że nie umie on siedzieć w swoim pokoju sam. Sam, czyli bez komputera, muzyki i innych odwracaczy uwagi (choć nie chcę oczywiście tych dóbr demonizować, mądrze napisała kiedyś siostra Chmielewska - umiar jest cnotą, umiar w korzystaniu z nich i umiar w ich krytykowaniu).
Szczęściarzami są ci, którzy jako piloci czy astronauci mogą wzbić się w przestworza - uciec od zwyczajnych rozważań tego świata i móc bez zatrzasków pomyśleć np. o tym, jak się tutaj znaleźliśmy jako ludzie, dokąd zmierzamy i co tak naprawdę w naszym życiu jest ważne? Myślę, że takie coś dostępne jest w pewien sposób każdemu, choćby wtedy, gdy zaprzeczy się słowom Blaise'a Pascala: Całe nieszczęście człowieka pochodzi stąd, że nie umie on siedzieć w swoim pokoju sam. Sam, czyli bez komputera, muzyki i innych odwracaczy uwagi (choć nie chcę oczywiście tych dóbr demonizować, mądrze napisała kiedyś siostra Chmielewska - umiar jest cnotą, umiar w korzystaniu z nich i umiar w ich krytykowaniu).
0 komentarze:
Prześlij komentarz